Śląskie Alarmy Smogowe: nowy Program Ochrony Powietrza nie daje nadziei na zwalczenie smogu
24 marca kończą się konsultacje społeczne dotyczące nowego Programu Ochrony Powietrza dla województwa śląskiego. Zdaniem lokalnych aktywistów planowane aktualizacje istniejących przepisów są niewystarczające i nie doprowadzą do poprawy jakości powietrza. “POP opiera się w głównej mierze na realizacji uchwały antysmogowej, która już obowiązuje” – piszą w oficjalnym komunikacie.
Wszystkie województwa przygotowują aktualizacje obowiązujących Programów Ochrony Powietrza (POP) – czyli przepisów, dzięki którym Polska ma zwalczyć smog i osiągnąć unijne normy dotyczące zanieczyszczeń.
Śląski nowy POP zakłada m.in. ograniczenie emisji z instalacji o małej mocy do 1MW, w których spalane są paliwa stałe, prowadzenie edukacji ekologicznej i wzmożone kontrole, czy mieszkańcy np. nie palą w piecach śmieciami.
Opracowano również plan działań krótkoterminowych, zakładający m.in. wprowadzenie lepszego systemu informowania o zanieczyszczeniu powietrza, rozpoczęcie akcji informujących o postanowieniach uchwały antysmogowej, kontrole instalacji spalania paliw stałych, kontrole czystości dróg wyjazdowych z budów, ograniczenie prac powodujących zapylenie, tworzenie alternatywnych dróg dla tras, które się najczęściej korkują, wprowadzenie darmowej komunikacji miejskiej w czasie wysokich stężeń smogu. (Całą prezentację na temat POP, przygotowaną na potrzeby konsultacji społecznych, można zobaczyć TUTAJ)
Zdaniem aktywistów lokalnych Alarmów Smogowych nowy projekt jest niewystarczający.
Pół miliona kotłów do wymiany
“Według prawa w ciągu roku może być maksymalnie 35 dni z wysokim stężeniem tego zanieczyszczenia. Na stacji w Pszczynie takich dni było 125, na stacjach w Rybniku i Wodzisławiu Śląskim 110, w Myszkowie 105, a w Zabrzu 103. Na wszystkich stacjach została przekroczona norma dla pyłu PM2,5. Stężenia rakotwórczego benzo[a]pirenu odnotowane w województwie śląskim należą do najwyższych w całej Unii Europejskiej”
– piszą aktywiści z całego Śląska w opinii przesłanej do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego. Zwracają uwagę na to, że głównym źródłem emisji pyłu PM10, pyłu PM2,5 oraz benzo[a]pirenu jest emisja z sektora komunalno-bytowego – a więc głównie z urządzeń grzewczych opalanych węglem i drewnem. “Odpowiada ona za 66 proc. emitowanego w województwie śląskim pyłu PM10, 76 proc. pyłu PM 2,5 oraz 94 proc. rakotwórczego benzo[a]pirenu. Szacuje się, że w województwie śląskim wciąż użytkowanych jest około pół miliona kotłów pozaklasowych” – czytamy w opinii.
Zdaniem społeczników, fatalna jakość powietrza w całym regionie wymaga znacznie bardziej zdecydowanych działań. Zwracają uwagę, że już działające przepisy nie spowodowały polepszenia jakości powietrza. W ciągu ostatnich trzech lat wymieniono jedynie 37 tys. “kopciuchów”, czyli mniej niż 10 proc. wszystkich działających na Śląsku pozaklasowych pieców.
“POP opiera się w głównej mierze na realizacji uchwały antysmogowej, która już obowiązuje i niestety nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Jako działania naprawcze projekt dokumentu wskazuje wymianę źródeł ogrzewania, nieprecyzyjnie opisuje działania kontrolne, a także ogólne działania edukacyjne. Nowy POP nie wnosi żadnych nowych działań w stosunku do już prowadzonych, a więc aktualizacja nie spełni swojej roli” – komentują działacze Alarmów.
Jakie zmiany proponują?
Alarmy proponują kilka najważniejszych zmian, jakie województwo powinno wprowadzić do POP-u. Są to m.in.:
wprowadzenie zakazu montażu ogrzewania węglowego w nowo budowanych domach;
natychmiastowe zrezygnowanie z finansowania ze środków publicznych nowych kotłów węglowych;
opracowanie jednoznacznych wytycznych w zakresie finansowania inwestycji polegających na wymianie źródeł ciepła/termomodernizacji domów, tak, aby na poziomie lokalnym nie tworzono programów konkurujących z Programem Czyste Powietrze czy Stop Smog;
zobligowane gmin do przeprowadzenia na swoim terenie inwentaryzacji źródeł grzewczych do końca 2020 roku;
wprowadzenie zapisu o obowiązku corocznego przeznaczania co najmniej 1 proc. dochodów własnych gminy na dopłaty do wymiany kotłów, instalacji OZE, termomodernizacji, prowadzenia kontroli itp.;
zatrudnienie ekodoradców;
zapewnienie dostępu do szybkiej interwencji (do dwóch godzin) w przypadku, gdy mieszkańcy zgłaszają, że w ich okolicy spalane są odpady lub paliwa nieodpowiedniej jakości.
Co więcej, Alarmy proponują uzupełnienia do programu działań krótkoterminowych. Ich zdaniem w obecnym projekcie brakuje m.in. zakazu używania dmuchaw do liści i czyszczenia ulic na sucho, określenia minimalnej liczby kontroli w gminach i zakazu używania kominków. W przypadku ryzyka przekroczenia poziomu 150 µg/m³ PM10 aktywiści postulują o wprowadzenie zakazu aktywności dzieci i młodzieży na zewnątrz, zastosowanie ograniczeń dla zakładów przemysłowych i zakazanie wjazdu samochodów ciężarowych do centrów miast.
Pod uwagami do śląskiego POP-u podpisały się Alarmy z Częstochowy, Gierałtowic, Gliwic, Jaworzna, Katowic, Mysłowic, Pszczyny, Raciborza, Rybnika, Ustronia, Zabrza, a także Zagłębiowski Alarm Smogowy i Wyjście Smoga- Rybnik.
Mniejszy ruch samochodowy w Warszawie. Smog jednak nie znika
W stolicy zamarł ruch, a wraz z nimi spadło stężenie związków azotu. To między innymi one odpowiadają za miejski smog. Pokazuje to porównanie wyników pomiarów opracowane przez Warszawę bez Smogu.
Tlenki azotu (NOx) są jednymi z najgroźniejszych składowych smogu. Podrażniają spojówki i śluzówki nosa i gardła, w dużym stężeniu mogą powodować duszności i ból w klatce piersiowej. Długotrwałe narażenie na kontakt z tymi gazami wpływa na rozwój astmy oskrzelowej oraz nowotworów płuc i piersi. W największych polskich miastach normy stężenia tlenków azotu bywają regularnie przekraczane. Najczęściej dzieje się to w zakorkowanych metropoliach – źródłem zanieczyszczenia NOx są w większości samochody.
W ostatnich dniach pomiary z Warszawy pokazują jednak znaczne spadki poziomu stężeń tych substancji. Dane takie mogłyby dziwić, gdyby nie akcja #zostańwdomu związana z epidemią koronawirusa. Podobne skutki zmniejszonego ruchu samochodów zaobserwowano między innymi w północnych Włoszech.
Z wykresu przedstawionego przez aktywistów wynika, że zanieczyszczenie zaczęło wyraźnie spadać od 6 marca. Duże wrażenie robi porównanie średnich dla poszczególnych dni. 23 marca 2019 dobowe stężenie tlenków azotu osiągnęło aż 147 mikrogramów na metr sześcienny. 23 marca 2020 roku zanieczyszczenie tymi gazami było w stolicy prawie sześć razy niższe – 26,1 µg/m³.
– W ostatnich dniach ruch samochodowy w Warszawie jest wyraźnie mniejszy, co wynika z wprowadzonych ograniczeń poruszania się obywateli – mówi Piotr Siergiej z Warszawy Bez Smogu. – Wprawdzie nasza ocena tendencji spadkowej wzięła się z tylko jednej stacji pomiarowej przy al. Niepodległości. Według mnie można jednak wysnuć wniosek, że podobny trend utrzymuje się w całym mieście. Warszawa nie jest tu wyjątkiem. Podobną poprawę jakości powietrza odnotowano w innych miastach europejskich objętych ograniczeniami. Europejska Agencja Środowiska podaje, że stężenia tlenków azotu spadło również w Rzymie, Mediolanie i Madrycie – dodaje Piotr Siergiej.
Nie znaczy to jednak, że zanieczyszczenie powietrza w czasach epidemii koronawirusa przestało być problemem. W Polsce bierze się ono głównie z pyłów zawieszonych w powietrzu. Ich źródłem jest tak zwana “niska emisja”, czyli dym z domowych kominów. Stężenia pyłów utrzymują się ostatnio na zwykłym poziomie, co szczególnie w chłodniejsze dni wpływa na pojawianie się smogu.
Niepokoją między innymi dane Europejskiej Agencji Środowiskowej. W swoich pomiarach bierze ona pod uwagę kilka z najbardziej szkodliwych dla zdrowia substancji: w tym pyły PM10 i PM2,5, tlenki azotu i siarki. Dlatego Polska pozostaje “czerwoną plamą” na smogowej mapie europy.
Czy koronawirus może być groźniejszy dla oddychających zanieczyszczonym powietrzem? Odpowiadamy
Nie od dziś wiadomo, że oddychanie zanieczyszczonym powietrzem zwiększa ryzyko infekcji dróg oddechowych. Czy to oznacza, że mieszkańcy miejscowości o wysokich stężeniach smogu są bardziej podatni na zakażenie koronawirusem?
Co wspólnego mogą mieć ze sobą zanieczyszczenia powietrza i epidemie zakaźnych chorób układu oddechowego?
No choćby to, że w Chinach w trakcie obecnej pandemii koronawirusa bardzo spadło zanieczyszczenie powietrza dwutlenkiem azotu. Oczywiście, wynikało to z tego, że chińskie społeczeństwo przestało funkcjonować w normalnym trybie. Podobny efekt obserwuje się teraz także we Włoszech, a pewnie i w innych miejscach na świecie, gdzie wprowadzono kwarantannę. Bardzo wiele osób siedzi przecież w domu, ograniczając do minimum poruszanie się po mieście, często pracując zdalnie. Stąd mniej samochodów na ulicach, więc i mniejsze emisje zanieczyszczeń. A przynajmniej spalin samochodowych, bo jeśli chodzi o dymy z domowych kominów, to już niekoniecznie.
Rzecz jasna nie ma się co przesadnie cieszyć z tego „szczęścia w nieszczęściu”. Statystyki zachorowań i zgonów wyraźnie pokazują, że koronawirus to poważne zagrożenie, którego nie należy lekceważyć. W dodatku może nam towarzyszyć jeszcze długo, wywracając do góry nogami nasze codzienne życie.
A w drugą stronę? Czy ilość zanieczyszczeń w powietrzu może wpływać na przebieg epidemii takiej jak COVID-19? Wiele wskazuje na to, że tak.
Lata życia w smogu podkopują nasze zdrowie
Po pierwsze dlatego, że lata oddychania zanieczyszczonym powietrzem pogarszają stan naszego zdrowia – jest jasne, że bylibyśmy zdrowsi, żyjąc w czystszym środowisku. W szczególności dotyczy to oczywiście układu oddechowego, ale też układu krążenia. A przecież u osób z istniejącymi chorobami układu oddechowego czy układu krążenia przebieg infekcji jest zwykle cięższy, a rokowania gorsze niż w przypadku osób zdrowych.
Niedawno przypomniała o tym specjalizująca się w medycynie pracy i medycynie środowiskowej doktor Sara De Matteis, profesor nadzwyczajna na Uniwersytecie Cagliari we Włoszech i członkini komitetu zdrowia środowiskowego w European Respiratory Society.
Powiedziała: „Jakość powietrza w miastach poprawiła się w ostatnim półwieczu, ale spaliny silników benzynowych, a zwłaszcza silników Diesla pozostają poważnym problemem. Nawet najnowsze silniki Diesla wciąż emitują niebezpieczne ilości zanieczyszczeń. Pacjenci z przewlekłymi schorzeniami układu oddechowego i układu krążenia – do których powstania lub zaostrzenia przyczyniło się wieloletnie narażenie na zanieczyszczenia – są mniej zdolni do zwalczenia infekcji płuc i występuje u nich większe ryzyko zgonu. Prawdopodobnie jest tak też w przypadku COVID-19. Zmniejszając poziom zanieczyszczenia powietrza, możemy pomóc najbardziej wrażliwym osobom w ich walce zarówno z tą pandemią, jak i z każdą inną możliwą w przyszłości.”
To, że długotrwałe narażenie na zanieczyszczone powietrze przekłada się na wzrost ryzyka infekcji dróg oddechowych, wiadomo nie od dziś – istnieje wiele badań na ten temat, niektóre z nich pochodzą jeszcze z lat osiemdziesiątych.
Przykład: ponad 30 lat temu w Utah Valley (USA) z powodu strajku huty (sierpień 1986 – wrzesień 1987) znacznie spadły stężenia różnych zanieczyszczeń powietrza. Efekt? Spadła nie tylko całkowita umieralność (o 3,2%), ale także liczba hospitalizacji z powodu zapalenia oskrzeli i zaostrzeń astmy. Szczególnie silny (ok. dwukrotny) spadek liczby hospitalizacji zaobserwowano wśród dzieci do lat pięciu. Po zakończeniu strajku i wznowieniu produkcji niestety wszystko „wróciło do normy” – wzrosły stężenia zanieczyszczeń i znów pogorszył się stan zdrowia okolicznych mieszkańców.
Badania pokazują, że wzrost poziomu zanieczyszczeń powietrza prowadzi do wzrostu ryzyka infekcji takich jak grypa czy zapalenie płuc [1]. Problem ten dotyczy w szczególności dzieci i osób starszych. A przecież nawet, gdy nie mamy do czynienia z epidemią taką, jak obecnie, to i tak w krajach rozwiniętych zapalenie płuc jest jedną z ważniejszych przyczyn zgonu.
Lepiej rzucić palenie
Nie tylko życie w smogu zwiększa ryzyko zachorowania na przykład na zapalenie płuc. Ten sam efekt wykazano też w przypadku biernego palenia. Nic dziwnego: wiele szkodliwych substancji występujących w dymie tytoniowym znajduje się także w zanieczyszczonym powietrzu [2].
To zresztą jeszcze jeden powód, by przekonać nas, że bierne, a tym bardziej czynne palenie papierosów nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Wróćmy jednak do koronawirusa.
Aaron Bernstein, dyrektor Center for Climate, Health, and the Global Environment w Harvard School of Public Health wypowiada się w podobnym tonie do cytowanej wyżej prof. Sary De Matteis:
„Biorąc pod uwagę to, co już teraz wiemy, jest bardzo prawdopodobne, że ludzie narażeni na wyższe poziomy zanieczyszczeń powietrza – a także palacze tytoniu – w przypadku infekcji koronawirusem radzą sobie dużo gorzej niż ci, którzy oddychają czystym powietrzem i nie palą.”
Faktycznie, wstępne doniesienia z Chin mówią o dużo większym ryzyku ciężkiego przebiegu infekcji koronawirusem wśród palaczy tytoniu.
Parę dni w smogu też może zaszkodzić
Już wiemy, że wieloletnie narażenie na smog zwiększa ryzyko zapadnięcia na infekcje dróg oddechowych. A jak na ryzyko takich infekcji wpływa krótkie (kilkudniowe) narażenie na wysokie stężenia zanieczyszczeń?
Tu też od dawna mamy do dyspozycji wyniki bardzo wielu badań naukowych. Niestety, nie pozostawiają one wątpliwości: im brudniejsze powietrze, tym większe staje się prawdopodobieństwo infekcji.
Dlaczego tak się dzieje? Najprościej rzecz ujmując, zanieczyszczenia powietrza wywołują reakcje zapalne w tkankach, a poza tym osłabiony przez zanieczyszczenia organizm gorzej radzi sobie z bakteriami lub wirusami.
Jeśli interesuje nas epidemia COVID-19, to warto przypomnieć badanie nad związkiem między poziomem zanieczyszczeń powietrza a przebiegiem epidemii SARS w Chinach w roku 2002. SARS (ang. severe acute respiratory syndrome), czyli zespół ciężkiej ostrej niewydolności oddechowej również jest wywoływany przez koronawirusa, ale innego niż ten, który odpowiada za obecną pandemię COVID-19.
Praca Cui i współpracowników to tzw. badanie ekologiczne (w znaczeniu tego słowa, w jakim jest ono używane w epidemiologii!). Badanie ekologiczne dostarczają niestety mniej pewnych informacji niż inne rodzaje badań epidemiologicznych. Niemniej jednak autorzy pokazali silną korelację między wartościami indeksu zanieczyszczeń powietrza (API) a ryzykiem zgonu na SARS. Krótko: im większy smog, tym większa śmiertelność z powodu tej infekcji.
Inne badanie z Chin pokazuje statystycznie istotne korelacje między poziomem zanieczyszczeń a liczbą infekcji grypopodobnych. Im cięższy smog, tym więcej przypadków infekcji.
(Chiny są dobrym miejscem, by badać takie zależności – jak dobrze wiadomo, powietrze wciąż nie jest tam przesadnie czyste.)
Czy podobnie było też w Chinach przypadku ostatniej epidemii spowodowanej przez koronowirusa w Wuhan? Czy przez zanieczyszczenie powietrza na COVID-19 zachorowało lub zmarło więcej osób? Jest to bardzo prawdopodobne, ale jeszcze za wcześnie, by powiedzieć cokolwiek więcej. Przede wszystkim nie wiemy, jak duży mógł być wpływ zanieczyszczeń i czy miał on jakiekolwiek istotne znaczenie w przebiegu epidemii.
A co z Włochami, w które koronawirus uderzył szczególnie mocno?
Jeśli popatrzymy na mapę zanieczyszczeń powietrza dwutlenkiem azotu, widzimy, że w północnych Włoszech jakość powietrza jest kiepska. Również stężenia pyłu zawieszonego (PM 2.5) są w tej części Europy wysokie lub bardzo wysokie – tu “przewaga” północnych Włoch nad innymi regionami Europy Zachodniej jest naprawdę znaczna.
Czytaj także: Nowa “mapa smogowa” ujawnia, jak łatwo sprzedać ludziom bzdury
Czy zanieczyszczenie powietrza mogło więc grać jakąś rolę w rozwoju epidemii koronawirusa w północnych Włoszech? Czy mogło się przyczynić do szczególnie dużej liczby ofiar śmiertelnych?
Zapewne w jakiejś mierze tak. Jednak podobnie jak w przypadku Chin, przy wyciąganiu jakichkolwiek wniosków należy być tu bardzo ostrożnym i wstrzemięźliwym.
Wiemy przecież, że wyjątkowo tragiczny przebieg epidemii w północnych Włoszech na pewno miał też kilka innych przyczyn.
Po pierwsze, Włosi nie od razu podjęli odpowiednio radykalne kroki mające spowolnić rozprzestrzenianie się choroby. A nawet kiedy już je podjęto, to i tak nie wszyscy obywatele zastosowali się do wprowadzonych zaleceń i ograniczeń. Podobno wciąż wiele osób nie przestrzega kwarantanny.
Po drugie, wśród Włochów szczególnie duży jest odsetek osób starszych – 23 procent populacji jest powyżej 65 roku życia. W ich przypadku ciężki przebieg choroby, w tym zgon, są dużo bardziej prawdopodobne niż wśród osób młodszych.
Wreszcie, specyfika włoskiego społeczeństwa jest taka, że ludzie młodzi częściej i intensywniej niż w wielu innych społeczeństwach kontaktują się z osobami starszymi. Bo na przykład mieszkają ze swoimi rodzicami lub dziadkami.
I to właśnie te, a nie inne [3] czynniki mają najprawdopodobniej dominujący wpływ na przebieg epidemii COVID-19 we Włoszech. I wpłyną na jej ostateczny wynik, choć zanieczyszczenie powietrza na pewno w walce z chorobą nie pomaga. Trudno jednak obecnie ocenić, jak duża jest jego rola.
A jak to możliwe, że na północy Włoch ludzie żyją tak długo pomimo dużego smogu? Odpowiedź znajdziecie w przypisie nr [4].
Lepiej zapobiegać niż leczyć
Widać wyraźnie, że bez czystego środowiska dużo trudniej jest chronić ludzkie zdrowie i życie. I co dla wielu osób może być zaskakujące, poprawa jakości powietrza (oraz skuteczna walka z paleniem tytoniu!) mogą nam też pomóc lepiej radzić sobie z epidemiami chorób zakaźnych.
A problemy zdrowia publicznego musimy traktować całościowo. Jeśli ktoś nie jest o tym przekonany, warto wrócić do czegoś, co zdarzyło się w naszym kraju trzy lata temu.
Czy można przeoczyć 11 tysięcy zgonów?
Przypomnijmy: w styczniu 2017 mieliśmy w całej Polsce o 11 tys. zgonów więcej niż w styczniu 2016. Zorientowaliśmy się wszyscy (jako społeczeństwo) dopiero po pół roku, kiedy światło dzienne ujrzały dane GUS. Tak, 11 tysięcy dodatkowych zgonów pozostało właściwie niezauważone przez kilka miesięcy, dopóki nie „wypłynęło” w statystykach. Dopiero wtedy ta informacja przedostała się do opinii publicznej, ale i tak nie wzbudziła takiego zainteresowania, na jakie zasługuje. Do dziś nie wiemy, w jakiej mierze za ten tragiczny epizod bardzo zwiększonej umieralności odpowiada zanieczyszczenie powietrza, a w jakiej infekcje układu oddechowego, w tym grypa i jej powikłania.
Postscriptum – czasem jednak warto słuchać naukowców
I czytać to, co piszą. W lutym 2019 w czasopiśmie Viruses ukazała się praca, której autorzy ostrzegali, że następna pandemia spowodowana przez koronawirusy najprawdopodobniej zacznie się w Chinach i że wirus przejdzie na nas z nietoperzy.
Wskazywali też, że badania koronawirusów, których nosicielami są nietoperze, jest bardzo pilne, jeśli chcemy móc minimalizować skutki przyszłych (z perspektywy początku roku 2019, czyli np. tej, z którą zmagamy się dziś) epidemii.
Ponurym paradoksem okazuje się to, że jedną z afiliacji wszystkich pracy autorów jest Instytut Wirologii Chińskiej Akademii Nauk w … Wuhan.
Za cenne wskazówki chciałbym bardzo podziękować Michałowi Krzyżanowskiemu.
Przypisy
[1] Jak wiadomo, infekcje dróg oddechowych mogą być spowodowane tak przez wirusy, jak i przez bakterie. Nas oczywiście chwilowo bardziej interesują te powodowane przez wirusy. W niektórych badaniach epidemiologicznych nad zawiązkiem między zanieczyszczeniami powietrza a infekcjami dróg oddechowych nie robi się rozróżnienia na infekcje wirusowe i bakteryjne (choćby dlatego, że badacze nie dysponują tak szczegółowymi danymi). Jednak istnieją też prace dedykowane infekcjom wirusowym.
[2] Między innymi pył zawieszony, tlenek węgla, wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne i ich nitrowe pochodne.
[3] Informacja o tym, ze w Lombardii obecna jest duża chińska diaspora, której członkowie pochodzą w Wuhan i która jakoby miała przyczynić się do rozwoju epidemii, okazała się nieprawdziwa.
[4] No właśnie, pomimo. Bo lepszy dostęp do opieki medycznej, a także czynniki socjoekonomiczne, takie jak zamożność czy wykształcenie, które przekładają się na zdrowszy styl życia, z nawiązką rekompensują negatywny wpływ zanieczyszczeń powietrza. Z trochę podobną sytuacją mamy też do czynienia w Polsce – jeśli patrzymy na dane dla całych województw, to oczekiwana długości życia nie wykazuje żadnej wyraźnej korelacji z poziomem zanieczyszczeń powietrza. Powód ten sam, co w przypadku północnych Włoch.
To, jak duże znaczenie dla długości naszego życia mają czynniki socjoekonomiczne, dobrze pokazuje przykład różnych dzielnic Warszawy. Różnica w oczekiwanej długości życia między Pragą Północ a Wilanowem wynoszą w przypadku mężczyzn według niektórych źródeł nawet 10 lat! (dane z lat 2011-2014).
Dla porównania: nawet w Polsce zanieczyszczenia powietrza nie skróci nam życia bardziej niż o jakieś dwa lata. Ale jednak skróci, w dodatku, jak wiemy, sprawi, że będziemy mniej zdrowi.
Sieradzki Alarm Smogowy edukuje przedszkolaków!
Od kilku tygodni Sieradzki Alarm Smogowy przeprowadza we wszystkich publicznych przedszkolach na terenie Sieradza zajęcia edukacyjne o smogu. Grupy 5 i 6-latków dowiadują się, jak zachować się w czasie smogu i co robić, aby powietrze było czystsze. SAS dotrze ze swoimi zajęciami do ponad 700 dzieci, pośrednio dotrze dzięki tym zajęciom również do rodziców, którzy dowiedzą się o problemie smogu w Sieradzu.
Zajęcia mają bardzo przystępny scenariusz, bo oprócz kilku eksperymentów, pogadanek i wspólnej zabawy ruchowej jest także prezentacja maseczek antysmogowych i możliwość zmierzenia w sali jakości powietrza za pomocą przenośnego miernika.
Zajęcia trwają około 40 minut, a głównym ich celem jest zapoznanie dzieci z problemem zanieczyszczeń powietrza oraz kształtowanie prawidłowych zachowań w czasie dużego smogu. Przedszkolaki po zajęciach będą potrafiły określić cechy powietrza, określić wpływ zanieczyszczeń na nasze życie, będą umiały wymienić sposoby walki ze smogiem. Ważnym celem jest także realny wpływ na rodziców w zakresie segregowania odpadów, palenia śmieci i dbania o zdrowie.
Przed Sieradzkim Alarmem Smogowym jeszcze kilkanaście spotkań. Zgłaszają się także przedszkola prywatne, przedszkola z terenu Gminy Sieradz, a nawet szkoły podstawowe, co sygnalizuje, że jest ogromna potrzeba takich zajęć, uświadamiania problemu i wskazania sposobów dbania o zdrowie w czasie smogu.
Dzieci na zakończenie otrzymują materiały dydaktyczne, książeczki od Polskiego Alarmu Smogowego, które zabierają do domu z prośbą o wykonanie z rodzicami.
W planach jest przygotowanie scenariusza zajęć dla klas 1-3 szkół podstawowych oraz przeprowadzenie podsumowującego i edukacyjnego spotkania z rodzicami przedszkolaków.
Będą zmiany w “Czystym Powietrzu”
Rząd ogłosił zmiany w programie “Czyste Powietrze”. Ma być mniej biurokracji, wnioski mają być rozpatrywane szybciej, a do dystrybucji zostaną włączone banki. O zmiany od początku funkcjonowania programu zabiegał Polski Alarm Smogowy.
Program "Czyste Powietrze" w dotychczasowej formie nie spełniał swoich załozeń: rocznie 300 tys. rozpatrzonych wniosków i 10 mld zł finansowania. W ciągu 1.5 roku działania programu złożono 113 tys. wniosków i przyznano wsparcie w wysokości 1.5 mld zł. 3 marca ogłoszono zmiany w programie, które mają przyspieszyć i usprawnić aplikowanie i rozliczanie wniosków. O takie zmiany apelował Polski Alarm Smogowy od początku istnienia programu.
Co się zmieni w “Czystym Powietrzu”?
Przede wszystkim wnioski aplikacyjne będą znacząco uproszczone. Czas na ich ocenę przez wojewódzkie fundusze ochrony środowiska zostanie skrócony z obecnych 90 dni do 30 dni. Zostanie również określony czas na wypłatę dotacji – trafi ona do składającego wniosek maksymalnie do 30 dni po dostarczeniu faktur.
Nowością jest też wprowadzenie preferencji dla bezdymnych rozwiązań i odnawialnych źródeł energii. Co to znaczy? Jeśli ktoś zdecyduje się na zamontowanie pompy ciepła i termomodernizację domu, może dostać dotację 25 tys. zł. Jeśli doda jeszcze do tego panele fotowoltaiczne, dotacja wyniesie 30 tys. zł. – To wyraźny ukłon w stronę technologii grzewczych, które nie emitują smogotwórczych pyłów – komentuje Andrzej Guła z Polskiego Alarmu Smogowego.
Rząd przewiduje również pomoc dla najuboższych. Dla gospodarstw domowych, gdzie miesięczny dochód na osobę wynosi poniżej 1400 zł (w przypadku gospodarstw wieloosobowych) i 1960 zł (w przypadku jednoosobowych) dotacja będzie podwyższona do 60% kosztów kwalifikowalnych. Żeby dostać taką podwyższoną dotację trzeba będzie dostać zaświadczenie o dochodzie w swoim urzędzie gminy. Gminy za pomoc w tym zakresie i pomoc przy wypełnieniu wniosku o dotację dostaną 100 zł od każdego beneficjenta.
Do dystrybucji programu zostaną włączone banki. Wniosek o dotację i pożyczkę będzie można złożyć w “jednym okienku”. Fundusz ochorny środowiska będzie miał 14 dni na rozpatrzenie wniosku złożonego przez bank.
W dalszym ciągu będzie można skorzystać z ulgi podatkowej. Te osoby, które zainwestują w najmniej emisyjne technologie, mogą liczyć więc na ponad 50% wsparcie z dotacji i ulgi podatkowej.
Wnioski w “nowej formie” będzie można składać już na przełomie marca i kwietnia. Do tej pory, od początku funkcjonowania programu w 2018 roku, przyznano ponad 65 tys. dotacji i 4,5 tys. pożyczek.
Zakaz spalania węgla w Warszawie od 2024
Deklarację o wprowadzeniu zakazu spalania węgla w gospodarstwach domowych od IV kwartału 2023 podpisał prezydent Rafał Trzaskowski oraz przedstawicielka Marszałka Województwa Mazowieckiego. Dodatkowo zadeklarowano wprowadzenie zakazu palenia w kominkach w dniach o podwyższonym zanieczyszczeniu powietrza.
Deklaracja Prezydenta i Marszałka jest spełnieniem postulatów antysmogowych aktywistów i obywateli miasta, którzy 17 lutego złożyli petycję podpisaną przez 8200 obywateli w tej sprawie. Aktywiści Warszawy Bez Smogu, Smoga Wawerskiego i Warszawskiego Alarmu Smogowego od dawna zabiegają o intensywniejsze działania antysmogowe ze strony miasta. W Warszawie znajduje się obecnie ok. 18 tys. kopciuchów, które należy zlikwidować do końca 2020 r.
Urząd Miasta oraz Urząd Marszałkowski deklarują: „współpracę przy planowanych przez Samorząd Województwa Mazowieckiego pracach nad zaostrzeniem przepisów uchwały antysmogowej, poprzez wyeliminowanie na terenie Miasta Stołecznego Warszawy węgla używanego w indywidualnych źródłach ogrzewania oraz wprowadzenia zakazu palenia w kominkach i innych urządzeniach niebędących głównymi źródłami ciepła w dniach z prognozowanym przekroczeniem normy jakości powietrza. Miasto Stołeczne Warszawa deklaruje gotowość do wdrożenia tych zakazów w IV kwartale 2023 roku”.
– cieszymy się z aktywnej postawy miasta, Prezydenta i Urzędu Marszałkowskiego w walce z warszawskim smogiem – powiedziała Monika Daniluk, aktywistka Warszawy Bez Smogu. Dzięki zakazowi spalania węgla w domach będziemy mieli w Warszawie szansę na czyste powietrze. Niestety pozostało jeszcze 18 tysiącach warszawskich „kopciuchów”, które wciąż dymią i z którymi Urząd Miasta oraz mieszkańcy Warszawy muszą sobie poradzić. Na ich likwidację pozostało jeszcze 2 lata i 10 miesięcy.
Warszawa jest kolejnym miastem, w którym pojawią się nowe przepisy poprawiające jakość powietrza. 24 lutego 2020 r. przyjęto uchwałę antysmogową dla Sopotu, w którym od 1 stycznia 2024 obowiązywać będzie zakaz używania kotłów na węgiel i drewno. Pojawiają się również uchwały intencyjne wzywające do wprowadzenia podobnych przepisów w Kielcach, Tarnowie. Nad zakazem spalania węgla zastanawia się również Oświęcim, Racibórz i Sosnowiec.
Link do informacji UM Warszawa:
https://www.um.warszawa.pl/aktualnosci/deklaracja-stolicy-na-rzecz-poprawy-jako-ci-powietrza
Zakaz spalania węgla w Oświęcimiu – badania pokazują poparcie mieszkańców
Mieszkańcy Oświęcimia popierają zaostrzenie uchwały antysmogowej i wprowadzenie zakazu spalania węgla w swoim mieście. Podczas przeprowadzonych badań opinii społecznej w lutym 2020 r. 61% ankietowanych opowiada się za zakazem, przeciwne jest 25%.
Projekt uchwały przygotował prezydent miasta Janusz Chwierut. Obecnie projekt uchwały jest poddawany konsultacjom społecznym. Uchwała zakłada całkowite odejście od węgla do roku 2032. Cieszymy się i gratulujemy Panu Prezydentowi aktywnej postawy w walce ze smogiem – mówi Marcin Kręźlewicz, aktywista Oświęcimskiego Alarmu Smogowego – Jak widzimy z przeprowadzonych badań z Prezydentem zgadzają się mieszkańcy Oświęcimia. Zaostrzenie uchwały antysmogowej to szansa na znaczącą poprawę jakości powietrza. Takie rozwiązanie zastosowano w Krakowie i już widzimy pozytywne efekty. Likwidacja ponad 30 tys. kotłów na węgiel i drewno dała mieszkańcom dużo czystsze powietrze.
Pomimo lekkiej zimy i korzystnych warunków pogodowych powietrze w Oświęcimiu jest fatalnej jakości. W Krakowie – mieście z zakazem spalania węgla i drewna powietrze było dużo czystsze niż w Oświęcimiu. W styczniu 2020 w Krakowie średnie stężenie pyłów PM10 wynosiło 50 ug/m3, natomiast w Oświęcimiu aż 64 ug/m3 i był to jeden z wyższych wyników w województwie. Stężenie rakotwórczego benzo(a)pirenu w Oświęcimiu w roku 2019 wyniosło 7.41 ng/m3 to 741% dopuszczalnej normy!
Z pomiarami jakości powietrza zgadzają się odczucia większości mieszkańców miasta. Aż 78% ankietowanych osób uznało, że w Oświęcimiu w sezonie grzewczym jakość powietrza jest zła, a 89% uznało, że fatalna jakość powietrza może mieć negatywne skutki dla ich zdrowia.
Rozwiązanie zaproponowane przez Prezydenta Oświęcimia wpisuje się w szerszy obraz zmian w Polsce. Uchwały intencyjne postulujące wprowadzenie zakazu spalania węgla przegłosowano dotychczas w Kielcach, Tarnowie i Sosnowcu. Podobny zapis pojawił się w projekcie uchwały antysmogowej dla Sopotu na Pomorzu, która przewiduje wprowadzenie zakazu spalania węgla na ternie tego miasta. W Warszawie aktywiści Warszawy Bez Smogu zebrali 8200 podpisów pod petycją w sprawie zakazu spalania węgla w stolicy.
Badanie opinii przeprowadził CEM Instytut Badań Rynku i Opinii publicznej w lutym 2020 r, na zlecenie Polskiego Alarmu Smogowego, na reprezentatywnej próbie mieszkańców Oświęcimia techniką wywiadu bezpośredniego. Wielkość próby: N=301 efektywnych wywiadów (około 1% dorosłej populacji mieszkańców Oświęcimia). Typ próby: próba reprezentatywna losowo-kwotowa z kontrolą zmiennych płci i wieku. Wyniki badań przesyłamy w załączniku.